Forum metalowe Strona Główna  
  •  FAQ  •   Szukaj  •   Użytkownicy  •   Grupy  •  Rejestracja  •   Zaloguj  • 
 Ogłoszenie 
ZAPRASZAM DO REGULAMINU NOWYCH FORUMOWICZóW

Poprzedni temat :: Następny temat
poeta
Autor Wiadomość
Powerage 
Motherfucker



Dołączył: 27 Lut 2007
Posty: 1403
Wysłany: 2008-10-18, 13:28   poeta

***

Podszedłem do niej i włożyłem jej czerwoną różę w zęby.Pogładziłem jej jasne włosy i zamknąłem przestraszone oczy.Już nie musiała się niczego bać.Byłem przy niej i obserwowałem jak blada poświata księżyca ścieliła się na jej młodym ciele.Wziąłem jeszcze słoik i spuściłem z niej trochę krwi która była mi potrzebna do dokonania ostatniego aktu.Kiedy już było po wszystkim to podszedłem do okna,odpaliłem papierosa i patrzyłem przez chwilę na ciemną i pustą ulicę.

***

Dom detektywa Jacka nie różnił się zbytnio od innych domów w okolicy.Stał zaraz przy drodze i był cały pomalowany na biało,jak zresztą wszystkie domy tutaj.Miasteczko w którym mieszkał należało do najspokojniejszych w całym stanie.Drogi nie były opanowane przez samochody,co dawało tutejszym dzieciom większą swobodę w zabawach a ludzie byli do siebie sympatycznie nastawieni.Cała okolica znajdowała się na górze przez co mieszkańcy mogli obserwować ruch na autostradzie na dole.Nigdy nie posuwali się w przechadzkach zbyt daleko.To co tu mieli w zupełności im wystarczało.Sosnoew lasy znajdujące się w odległości kilku kilometrów i dzikie zwierzęta które można było zobaczyć wczesnym rankiem wychodząc z domu i posuwając się do ogródków z tyłu.Przychodziły tu
sarny i dziki by skosztować co nie co z upraw mieszkańców.Jednym słowem miasteczko w którym mieszkał Jack nie pasowało do jego charakteru i pracy jaką wykonywał.Jack już w młodości przejawiał skłonność do buntu i nieliczenia się z zasadami,przez co przysporzył sobie wśród nauczycieli i rodziców wrogi stosunek do swojej osoby.W collegu zaczął palić marihuanę i gustować w mocnych trunkach za co wylali go po roku,ale nie przeszkodziło mu to korzystać z uroków życia jak tylko najmocniej się da.Jeżdził po kasynach gdzie przetracał wszystkie swoje pieniądze i lubił korzystać z usług dziewczyn na telefon.Gdyby nie jedno zdarzenie,dziś pewnie siedziałby w więzieniu albo w jakimś barze,bez pracy,bez celu,z resztkami oszczędności które zaraz by przepił.Kiedy Jack miał dwadzieścia pięć lat,zaginął jego wujek.Jack bardzo lubił swojego wujka,chyba najbardziej z całej rodziny.Zawsze kiedy miał jakiś problem,szedł i żalił mu się a on wysłuchiwał uważnie wszystkiego co mówił i starał się znależć jakąś receptę na jego utrapienia.Kiedyś Jack przetracił całą forsę jaką ukradł ojcu na hazard a wujek Harold po prostu dał mu całą tą sumę i powiedział,że nie musi oddawać.Mówił żeby ją włożył ojcu do portfela i żeby nigdy więcej nic mu nie kradł bo to może się dla niego żle skończyć.Jack lubił przychodzić do wujka Harolda bo był inny niż reszta jego rodziny.Wujek tak jak Jack,lubił sobie wypić i tak jak Jack miał w sobie krew buntownika który nie godził się na zastany porządek na świecie.
Któregoś dnia wujek zaginął i od tamtej pory go nie odnaleziono.Jack wiedział,że Harold nie zniknął by bez słowa,nic nikomu nie mówiąc a zwłaszcza jemu.Policja we wszystkich stanach go szukała ale po paru miesiącach dała sobie spokój.Nigdzie nie było po nim śladu,zupełnie jakby się rozpłynął.Jack nigdy sobie tego nie wybaczył.Obwiniał się o zniknięcie wujka i nie mógł spać po nocach.Wrócił do marihuany i zaczął ostro popijać.Palił coraz więcej i pił coraz więcej.Po jakimś czasie pojawiły się głosy które naśmiewały się z niego i mówiły -Winny!-,-Winny!-,Winny!-.Otoczenie stawało się coraz bardziej wrogie a ludzie których spotykał na ulicach zdawali się wiedzieć o jego porażce i o nim samym.Rodzina zaniepokojona zachowaniem Jack wysłała go do psychiatry.Ten stwierdził schizofrenię paranoidalną i przepisał psychotropy po których nie można było pić a w szczególności palić marihuany,co było dla Jacka nielada wyzwaniem.Po jakimś czasie urojenia zniknęły.Jack zapisał się na kurs szkolenia dla przyszłych policjantów i postanowił sobie,że zostanie detektywem i już nigdy nie dopuści by jakaś sprawa nie została wyjaśniona.Po roku dostał się do policji a po trzech był już detektywem.Palenie marihuany zastąpił paleniem papierosów.Palił jednego za drugim.Los sprawił,że został najlepszym detektywem w całym stanie i,że to jemu powierzano najtrudniejsze sprawy.Z 21 na 22 sierpnia została zamordowana i zgwałcona dziewczyna niedaleko jego miasteczka.Padło na niego.To on musiał znależć mordercą który nie pozostawił po sobie żadnych śladów,oprócz jednego.

***

Co o sobie myślę?Myślę,że jestem całkiem porządnym i przystojnym młodym facetem,wyjątkowo wyczulonym na estetykę.Jesteś też poetą czynu i kimś kogo będą pamiętać przez dobrych kilkanaście lat.Lubię nagie kobiety i erotyzm w ogóle.Jak na razie jestem samotny i mam nadzieję,że tak już będzie zawsze.Samotność mi nie przeszkadza,wręcz przeciwnie.

***

Jack spał na kanapie.Telewizor wciąż grał a na stole stała popielniczka w której leżało pełno niedopałków.W całym domu było czuć papierosy i woń damskich perfum.Nagle zadzwonił telefon.
-Tak?-odezwał się zaspanym głosem Jack.
-Słuchaj stary,mamy tutaj coś poważnego.-odezwał się głos w słuchawce.
-Lepiej żeby to było coś cholernie poważnego bo jest trzecia nad ranem i przed chwilą smacznie sobie spałem.
-Zabito dziewczynę.Dokonano tego w jej domu który leży dwadzieścia minut drogi od twojego.Zwłoki znalazła jej matka która wstała w nocy żeby coś zjeść i od razu chciała sprawdzić czy u córki wszystko w porządku.
-Wcześniej nic nie słyszała?Żadnych niepokojących dzwięków?
-No właśnie nie.To bardzo dziwne.Wygląda na to,że zabił ją duch bo my też nic nie znależliśmy poza napisem na ścianie.
-Co tam jest napisane?
-Słuchaj nie mam za dużo czasu.Lepiej przyjedż.Biggerstown,ulica Freuda,44 przez 45.
-No okeyt,dzięki-powiedział Jack i się rozłączył.
-Kto dzwonił kotku?-zapytała piękna młoda dama wysuwając głowę przed drzwi od pokoju.
-Nikt ważny.Słuchaj,muszę lecieć.
-Wrócisz na śniadanie?
-Nie wiem.Trzymaj się-powiedział Jack i zamknął za sobą drzwi.

Na ulicy Freuda zagościło dziś wyjątkowo dużo samochodów.Większość z nich to były wozy policyjne.Ludzie powychodzili z domów i obserwowali to co się działo.Nawet pies który krążył po ulicy,zdawał się być zaciekawiony tym wszystkim.Przed domem państwa Mattersów stali reporteży a w domuy było pełno policjantów.Pani Matters siedziała przy stole,cała zapłakana i odpowiadała na pytania które jej zadawali funkcjonariusze.Zjawił się Jack,ubrany w brudne,niebieskie dżinsy i niebieski podkoszulek.
-Sorry,ale nie mogłem jakoś znależć lepszych rzeczy.Nie byłem na to przygotowany Rick.
-W porządku,nic się nie stało.Przejdżmy do rzeczy-Rick wskazał ruchem dłoni żeby Jack poszedł za nim.Zaprowadził go do małego pokoju na samym końcu domu.W pokoju leżały na łóżku zwłoki młodej dziewczyny.Miała wsadzoną czerwoną różę z zęby i leżała naga z zamkniętymi oczami.Była ułożona na plecach,z rękami skrzyżowanymi na brzuchu.Na szyi było nacięcie z którego wciąż kapała krew.
-Żadnych śladów-mówił Rick-Totalnie nic.Tylko ten napis na ścianie.
Jack zaczął czytać.

-Już od lat najmłodszych,już od lat dziecinnych,
żyć ani patrzeć tak jak inni,
nie mogłem,ze wspólnego zdroju,
nie płynie też namiętność moja-

-Napisał to jej krwią-powiedział Rick.
-Właśnie widzę.Co to znaczy?
-Nie mam pojęcia.Trzeba tutaj sprowadzić jakiegoś literaturoznawcę.
-Dobra,ty poszukaj kogoś takiego a ja idę porozmawiać z jej matką.
-Nic od niej nie wyciągniesz,próbowaliśmy.Nic nie wie.
-Spróbuję.
-Jak chcesz.

***

Nie lubię ludzi.Według mnie większość z nich nawet nie wie po co żyje.Ich życie obraca się wokół obtartych schematów a oni sami zdają się nie posiadać osobowości.Spotkałem tylko kilku wyjątkowych ludzi.Dla społeczeństwa byli to żli ludzie,bardzo żli,ale ja wolą nazywać ich artystami.

***

Przed domem państwa Mattersów pojawił się nocy Lincoln.Wysiadł z niego wysoki szatyn w okularach.Był ubrany w niebieskie spodnie i ciemną marynarkę.Dopił kawę w kubku i ruszył w stronę domu.Przed wejściem przywitał go Rick i zaprosił do środka.
-Dobrze,że już pan jest-mówił Rick-czekaliśmy na pana.
-Również witam.Gdzie znajduję się ten napis?
-Proszę za mną.
Udali się do pokoju w którym popełniono zbrodnię.Po drodze mineli kilku policjantów i kobietę z aparatem która wszędzie robiła zdjęcia.
-Jesteśmy na miejscu-oznajmił Rick.
Martin zaczął szukać wzrokiem po całym pokoju aż w końcu natrafił na napis.Napis znajdował się na największej ścienie.Martin go przeczytał.
-I jak pan myśli,co to może znaczyć?-zapytał Rick.
-To poezja Poe.
-Słucham?
-To wiersz Edgarda Poe,słynnego poety.
-Ale co on oznacza?
-Poeta ukazał w nim swoją odmienność,swoje ja które według niego zawsze było inne od ja innych ludzi.Indywidualność.
-Nasz morderca chciał pokazać swoją inność.Wyniósł się ponad innych ludzi.
-Na to wygląda.
-Bardzo panu dziękuję.
-Nie ma problemu.
Mężczyżni podali sobie dłonie i Rick poszedł odprowadzić swojego towarzysza do wyjścia.Kiedy już to zrobił to poszedł poszukać Jacka.Znalazł go w salonie zadajacego pytania matce ofiary.
-Dowiedziałeś się czegoś nowego?-pytał Rick.
-Niestety nie,a ty?
-Ten napis na ścianie to wiersz Edgarda Poe.Nasz kochaś zabawia się w poetę.
-W takim razie musimy przeszukać wszystkie biblioteki i sprawdzić czy ktoś nie wypożyczał tomików z jego wierszami czy coś w tym stylu.Musimy być cholernie uważni żeby czegoś nie przeoczyć.
-No to bierzemy się do roboty.
-Jak coś to masz mój numer.Ja zaczynam do miejscowej a ty zabierz ze sobą kilku ludzi i szukajcie i jeszcze raz szukajcie.
-Się robi Jack.
Jack wyszedł z domu i wsiadł do samochodu z zamieram udania się do biblioteki.Rick z grupą kilku ludzie po jakimś czasie zrobił to samo.
Biblioteka mieściła się w samym centrum.Przypominała raczej stary blok niż ośrodek kultury.Ściany były pomalowane na pomarańczowo.Ze wszystkich ścian odpadał tynk.Jack wszedł do środka.Długi,ciemny korytarz prowadził do drzwi na końcu,słabo oświetlonych przez małą lampkę,przymocowaną na suficie.Jack nacisnął klamkę i po chwili znalazł się w srodku.Zaraz po lewej stronie stało małe,drewniane biurko za którym siedziała bibliotekarka.Była młodą osobą co było dla Jacka dużym zaskoczeniem.Spodziewał się raczej podstarzałej,smutnej kobiety w grubych okularach i siwych kręconych włosach.
Podszedł do bibliotekarki i zaczął mówić.
-Dzień dobry,nazywam się Jack Slater i jestem z policji.Dokonano morderstwa w naszej okolicy.Sprawca napisał na ścianie wiersz Poe.Czy mogłaby pani sprawdzi czy ktoś nie wypożyczał w ostatnim czasie książki z jego wierszami?
-Morderstwo?Mój boże!-bibliotekarka zaczęła się wpatrywać w Jacka jakby oczekiwała wyjaśnień w tej sprawie.
-No niestety,czy mogłaby pani sprawdzić czy ktoś nie wypożyczał książki z wierszami Poe?
-Tak,tak,oczywiście.
Bibliotekarka wstała i udała się do wielkiej szafy zaraz za regałami.Jack wziął głęboki oddech i wpatrywał się w książki na regałach.Przypomniały mu się czasy dzieciństwa kiedy chodził do biblioteki i czytał komiksy.Nigdy nie lubił książek.Wolał obrazkowe opowieści o przygodach Punishera lub Batmana.Po kilku minutach rozmyślań wróciła bibliotekarka i oznajmiła.
-Książkę tę wypożyczała Marta Schaumann i Roy Skinawski.Jak pan chcę mogę ją panu pożyczyć bo już do nas wróciła.
-Bardzo bym prosił-odpowiedział Jack.
Bibliotekarka zagłębiła się w regały i po chwili wróciła z książką w ręce.
-Proszę.Mam nadzieję,że to coś pomoże.To co się stało jest takie straszne.
-Dziękuję bardzo.Na mnie już czas.Dowidzenia.
-Dowidzenia i powodzenia.
Jack nacisnął klamkę i ruszył w stronę wyjścia.Będąc już przed budynkiem,otworzył książkę i zaczął kartkować strony.Póżniej miał zamiar odwiedzić Schaumann i Skinawskiego których nazwiska zapisał sobie w notatniku który zawsze miał przy sobie.Nagle natrafił na małą karteczkę włożoną między strony.Rozwinął ją z zaciekawieniem i zaczął czytać.
-Wiem co się stało z twoim wujkiem.Jeśli też chcesz wiedzieć to przybądż o pierwszej w nocy do opuszczonej fabryki na końcu miasteczka.Widzimy się w piątek-tylko my dwoje.Nie próbuj żadnych sztuczek bo mogę znów poczuć poetyckie natchnienie.-
Jack schował karteczkę do kieszeni i poczuł jak obraz zaczyna mu wirować przed oczami.Usunął się na schody i zaczął ciężko oddychać.Był czwartek.Miał jeden dzień na przygotowanie się do spotkania.Ktoś najwyrażniej go śledził bo potrafił przewidzieć każdy jego następny ruch.
W domu Jack nie zastał nikogo.Melanie już dawno wyszła.Tak to jest z dziewczynami na telefon.Detektyw położył się na kanapie i zaczął myśleć o jutrzejszym dniu i o tym co go czeka.Nie mógł uwierzyć,że po tylu latach nagle ma się dowiedzieć prawdy.Serce mu łomotało jak szalona a na czole pojawił się pot.Złapał za telefon i zadzwonił do szefa,że jutro nie będzie go w pracy bo złapał ostre zapalenie gardła.Musiał znależć jakąś wymówkę.Odłożył telefon i zaczął się wpatrywać w sufit.Jutro dowie się wszystkiego ale dzisiaj w nocy i tak nie będzie mógł zasnąć.Wstał i podszedł do szafy po butelkę whiskey.

Już switało za oknem kiedy detekyw kończył drugą butelką whiskey.Podszedł do lusta i spojrzał na swoją nieogoloną twarz i podkrążone oczy.Dobijała piąta rano.Miał trzynaście godzin do spotkania z mordercą.Wiedział,że musi być sam bo od tego zależało życie jakiejś niewinnej osoby.Nie chciał przecież by ktoś stracił życie.Przepłukał twarz wodą i poczuł ukłucie z mostku.Za dużo nerwów,pomyślał.Wrócił do salonu i włączył telewizor.Postanowił,że dzisiaj w ogóle nie będzie wychodził z domu.Oglądał poranne wiadomości kiedy przez głowę przemknęła mu myśl żeby zapalić marihuanę.Nie,wiedział,że nie może palić z uwagi na swoje zdrowie psychiczne.Psychoza może wrócić w każdej chwili.
I tak wypił za dużo.Czył jak żołądek podchodzi mu do gardła.Pobiegł do łazienki i zwymiotował.Cholera whiskey,pomyślał.Wrócił do pokoju i położył się na kanapie.Zamknął oczy i starał się o niczym nie myśleć.Po chwili zasnął.


***
Zabijania nie traktuję jako czegoś co zasługuję na potępienie.Dla mnie zabijanie to sposób wyrażania samego siebie,coś jak sztuka.Najpierw wybieram sobie ofiarę i obserwuję ją przez okres miesiąca.Dowiaduję się w co lubi się ubierać,w jakich filmach gustuje,co jada,o której chodzi spać,czy jest z natury towarzyska czy samotna.Jestem łowcą.Czyż to nie wspaniałe?

***

Coś na dworze załomotało.Jack zerwał się z łóżka i pobiegł w stronę okna.W głowie miał setki najgorszych myśli.Czy to morderca?Na szczęście to był tylko karton który wypadł z ciężarówki.Komu się chciało przeprowadzać w nocy?O mój boże!To już noc!Jack spojrzał na zegarek .Dobijała północ.Fabryka jest położona dwadzieścia kilometrów stąd.Musi się streszczać.Nałożył na siebie jakąś starą koszulę,wytarte dżinsy i ruszył do samochodu.Odpalił brykę i wycofał na ulicę.Już jechał.Zostawił za sobą swój dom który wcale nie pasował do jego charakteru i miejsce spokojnych,niewchodzących nikomu w drogę ludzi.Kiedy znalazł się na autostradzie,włączył radio żeby chociaż przez chwilę poczuć się lepiej.W radiu właśnie mówili o zabójstwie tej dziewczyny z jego okolicy.Wyłączył radio i głęboko odetchnął.Zapalił papierosa.Co chwilę mijał go jakiś samochód.Jechał bardzo powoli,nie chciał nikomu rzucać się w oczy.Prowadził po alkoholu a na dodatek mało spał więc lepiej było prowadzić ostrożnie.Tutaj na autostradzie,pomyślał,policja może być wszędzie.Spojrzał na zegarek jeszcze raz.Trzydzieści minut po północy.Przejechał już dziesięć kilometrów.Nie ma mowy,musi przyspieszyć.Wdepnął w gaz i ruszył przed siebie.Ponownie włączył radio.Właśnie puszczali Phila Collinsa i jego chyba największy hit z Genesis -Invisidable Touch-.Muzyka dodała mu otuchy ale nie na długo.Był już przecież coraz bliżej fabryki.


***

Myślę,że mam w sobie coś romantycznego jak i szalonego.Jestem osamotnionym wielbicielem zbrodni wszelkich i potrafię zabić bez jakichkolwiek uczuć.Czasami w nocy,gdy jestem sam.czuję wszechogarniającą mnie pustkę i marzy mi się wtedy ktoś bliski,osoba którą mógłbym pokochać całą swoją istotą.Jestem dobrem i złem,światłem i ciemnością.Są we mnie sprzeczności,nie?

***

W fabryce było zapalone tylko jedno światło,to na samej górze.Jack od razu je zauważył.Wysiadł z samochodu i przymknął za sobą drzwi.Pobiegł przygarbiony w stronę wejścia z pistoletem w dłoni.Odgłos jego kroków odbijał się od starych ścian fabryki,czasem lekko przygłuszony przez deszcz.Nagle usłyszał jakiś hasał.Dobiegał z góry.Jack popędził co sił w nogach po małych schodkach biegnących na górę.Mijał odrapane ściany i co jakiś czas spadała mu na głowę kropla deszczu.Przeciekący dach,jeszcze tego było mi trzeba,pomyślał.Kiedy już dobiegł na górę,ujrzał przed sobą czarne drewniane drzwi.Kopnął je nogą i to co zobaczył w środku,przeorsło jego wszelkie oczekiwania.Na środku pokoju leżał jego wujek.W klatkę piersiową miał wbite noże a na ścienie było napisane krwią
-Witaj w piekle Jack!-




KONIEC CZEŚCI PIERWSZEJ
 
jaqb 
Motherfucker
Prawdziwy Chuj



Dołączył: 25 Cze 2007
Posty: 1412
Skąd: Yoknapatawpha
Wysłany: 2008-10-18, 15:20   

Oglądałeś "Siedem" ostatnio ;) ? Pracuj przede wszystkim nad stylem.
_________________
i never sleep, cause sleep is the cousin of death
 
Powerage 
Motherfucker



Dołączył: 27 Lut 2007
Posty: 1403
Wysłany: 2008-10-18, 17:39   

Czuć trochę wpływ Siedem ale jest to wpływ niezamierzony,który sam wyszedł podczas pisania.Dzięki za opinię.
 
gducha 
jeżojebca



Dołączyła: 25 Lip 2008
Posty: 901
Skąd: inąd
Wysłany: 2008-10-18, 23:39   

Mało mi tu dynamiki w opisach. Kwestia gustu ,ja wolę krótkie pojedyncze, dynamiczne zdania. ale intryguje i chce się więcej, a to dobry znak. ;)
_________________
"Milcz albo powiedz coś takiego co jest lepsze od milczenia."
 
 
Niszczuk 
jeżojebca
demigod



Wiek: 32
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 979
Skąd: z Hangaru 18
Wysłany: 2008-10-19, 19:07   

jak dla mnie zajebiste, jeśli chodzi o treść, bo forma wymaga jeszcze trochę pracy. ale fabularnie - moc!
 
 
elviElViedor 
Motherfucker
Elvis



Wiek: 32
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 1753
Skąd: Solec
Wysłany: 2008-10-19, 19:20   Re: poeta

Trochę bym zmienił formę/skrócił cośtam/więcej niedomówień, niech wszystkie informacje wyjdą w toku akcji - a nie, tak, jak mamy je podane na tacy.
przykłąd, co bym pozmieniał? Posłużę się początkiem...

Powerage napisał/a:
***

Podszedłem do niej i włożyłem jej czerwoną różę w zęby.Pogładziłem jej jasne włosy i zamknąłem przestraszone oczy.Już nie musiała się niczego bać.Byłem przy niej i obserwowałem jak blada poświata księżyca ścieliła się na jej młodym ciele.Wziąłem jeszcze słoik i spuściłem z niej trochę krwi. Kiedy już było po wszystkim to podszedłem do okna,odpaliłem papierosa i patrzyłem przez chwilę na ciemną i pustą ulicę.

***

Dom Jacka nie różnił się zbytnio(...)


Skasowałem informacje o 'ostatnim akcie' i o 'detektywie' Jacku.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


Wolne domeny internetowe | Szkolny mundurek - ankieta |

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template FIBlack modified by Falcone