Utwory: The Mountains Are Mine; In Mourning My Days; Dust; Autumnal Fires; All Hope Is Pleading; Sinistra [hidden track]
Mourning Beloveth to irlandzka formacja grająca zabójczy doom/death. To co chłopaki tworzą, jest instrumentalnym ideałem, a sami członkowie to prawdziwi wirtuozi. Z Mourning Beloveth zapoznałem się przypadkowo, gdyż nigdy za "surowym" doomem nie przepadałem. Pewnego dnia złapała mnie chęć na coś wolnego, potężnego a zarazem głębokiego. Trafiłem na stronę irlandzkich doomowców i po przesłuchaniu długiego, aczkolwiek zupełnie nie nużącego, utworu odleciałem myślami, że trzeba jak najszybciej zdobyć jakieś dzieło tejże formacji. Trafiłem na "Dust". I według samego siebie, nie mogłem lepiej trafić.
Mourning Beloveth to zespół grający z sercem. Mimo, że jest to typowy toporny i cholernie niski doom, ma tę werwę i polot. Płyta otwiera się dla nas na czystowokalnym "The Mountains Are Mine" (9:28 ), który hipnotyzuje i pozwala na odkrywanie najdalszych zakątków naszego umysłu. Album prowadzi nas przez sześć długich kawałków, na którym jeden utwór przeskakuje drugi tworząc coraz to doskonalsze dzieło. Jak już wcześniej wspominany "The Mountains Are Mine" rozpoczyna bitwę, tak melancholijny i instrumentalny "Sinistra" ją kończy. Przez ten cały czas będziemy uraczeni idealną współpracą perkusji i gitar "In Mourning My Days", cholernie podręcznikowym "Dust" (zarazem najdłuższym i najciekawszym numerem na tym zestawieniu), smutnym i topornym "Autumnal Fires" oraz melodyjnym z domieszką folku "All Hope Is Pleading".
Największym atutem wydawnictwa, jak i samej kapeli, jest zapewne growl, który swoją niskością bije niejedną brutal death metalową formację. Po czysty ryk, aż po momenty "bulgoczące" i tak przez mocną godzinę. Oprócz ekstremalnych wokaliz usłyszymy również progresywny śpiew, który także został idealnie wpasowany do odpowiednich sytuacji. Akcja toczy się swoim tokiem, a my przesłuchując dzieła mamy wrażenie, że to sprawnie połączona całość, która tworzy w pewnym sensie opowieść. Co do instrumentalizacji też nie jest tu zbytnio ubogo. Ciężkie gitary i świetnie wyeksponowana perkusja zadziwiają, a dodać do tego jeszcze jakiś mięsisty efekt pokroju "nastającej zagłady" czyni tę płytę idealną. Idealną pod każdym względem. I dziwi mnie fakt, że chłopaki nie pokusili się jeszcze o współpracę z samym Regain czy Napalm, bo śmiało Mourning Beloveth można postawić obok takich sław jak Ahab czy chociażby Doom:VS. Własny styl mocno słychać podczas każdego utworu, co uniemożliwia pomylenie ich z innymi formacjami i to jest piękne.
Oryginalność, unikalność, klasa – to serwuje nam "Dust". Zero jakichkolwiek zabaw z bzdurnymi chórkami, śmiesznymi klawiszami czy innymi dziwadłami. Mourning Beloveth to klasa sama w sobie. Każdy szanujący się grzesznik, kochający black, death, a tym bardziej doom, powinien sięgnąć po album, bo grzechem niewybaczalnym jest zupełna obojętność do zespołu. Ogromnie polecam.
10
Ostatnio zmieniony przez RA 2008-11-20, 10:02, w całości zmieniany 2 razy
Dołączyła: 29 Mar 2006 Posty: 3678 Skąd: Moja Jaskinia
Wysłany: 2008-11-06, 18:43
Akurat 'Dust' znam, choć od niedawna. Płyta naprawdę niezła, mocna, ale aż do porzygania walec. Praktycznie od pierwszej do ostatniej nutki ten krążek to walcowate, monotonne granie, co mnie akurat bardziej drażni niż rajcuje. Ale ogólnie jest naprawdę ok.
_________________ "How could this go so very wrong
that I must depend on darkness
would anyone follow me further down
How could this go so very far
that I need someone to say
what is wrong
not with the world but me..."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach